Ostatnie miesiące były bolesne i transformujące. Rozpadła się nie tylko relacja, ale też marzenia i koncepcje na temat tego, jak będzie wyglądała moja rodzina. Choć do ostatecznych rozwiązań i odpowiedzi daleko, dziś jednak coraz pewniej staję na nogi. Zaczynam dostrzegać szanse i ukryte dary. Widzę też wyraźnie, co pozwoliło mi przejść przez ciemność i wyjść z siłą i nową mądrością.  

Kluczowa dla mnie okazała się wiara w wyższy porządek, moja duchowość. Przekonanie, że rzeczy dzieją się z jakiegoś powodu i w długiej perspektywie dla mojego dobra. To pomogło mi nadać sens i znaleźć akceptację.

Wiara nie zabrała bólu i nie zwolniła z pracy do wykonania, ale sprawiła, że proces stał się znośny. Myślę, że bez tego łatwo byłoby mi poczuć się ofiarą. A to zwalnia z wzięcia odpowiedzialności.

Ostatnio obejrzałam kilka wywiadów z celebrytami, którzy zostali porzuceni, zdradzeni. Choć minęło już sporo czasu i byłe związki nie były główną osią rozmowy, uderzyła mnie gorycz w ich słowach. Nie tylko do tego partnera, ale do świata ogólnie. Patrzyłam na przykryty pięknym makijażem i dużą elokwencją zawód światem. Jedną z moich modlitw, które powtarzałam w momentach największego bólu jest „Boże, nie daj mi zamknąć swojego serca. Nie pozwól, aby to doświadczenie zostawiło we mnie żal”.

Poczucie, że są siły większe ode mnie, zdjęło ciężar nadkontroli. Pozwoliło zaufać. Nie jest to łatwe. W zasadzie to coś, co każdego dnia wzniecam od nowa, zwłaszcza gdy podnoszą się moje lęki albo świat próbuje sprzedać mi swoje interpretacje.

Niedawno u Marty Niedźwieckiej usłyszałam, że zaufanie jest osadzone w ciele, nie można poczuć go rozumem. Po swoim aktualnym doświadczeniu widzę, że to prawda.

Kilka miesięcy temu wcale nie byłam taka spokojna. Przeszłam przez rozpacz, niezgodę, kurczowe trzymanie się czegoś, co już nie istnieje, ucieczkę w działanie. Dopiero pozwolenie na to, by fala emocji przelała się przez moje ciało, przyniosły ulgę. Do tego potrzebny był czas, dużo łez, a potem stanięcie w prawdzie. To pozwoliło mi poczuć tę mądrość i zaufanie. A razem z tym przyszła moc. Uczucie bardzo dosłowne, jak ciepło rozlewające się od mojego łona po całym ciele. Ciepły prąd cicho wyszeptał, że sobie poradzę i żebym zaufała.

Kiedy temperatura emocji stopniowo zaczęła spadać, przestałam więc pytać, dlaczego ja. W zamian zaczęłam dostrzegać, jak kryzys porusza skostniałe struktury, jak wpuścił światło tam, gdzie latami dostęp był szczelnie zamurowany. Zobaczyłam w tym szansę na zmianę i zaproszenie do wzięcia odpowiedzialności tam, gdzie dotąd delegowałam ją na innych.

Jestem taka dumna z siebie, że korzystam z tego wezwania. To moja inicjacja w dorosłość. Już narodziny mojego syna nią były, ale teraz w procesie dorastania rozgrywa się akt główny, tak czuję. I uważam, że pomimo trudu, jest to piękne.

Czułe słówka to osobiste zapiski, mini eseje, w których wychylam się zza kurtyny. Pokazuję swój proces dorastania, szukania mądrości, ale i lekkości. Piszę o byciu mamą, kobietą, a czasem po prostu opisuję piękno świata widziane moimi oczami. Mój ulubiony (i najbardziej wrażliwy) cykl.